piątek, 2 listopada 2012

37. Coś innego .. czyli imagin +18 o Jaythanie *.*

-Tia?
   Zmartwiony Jay przechadzał się uliczkami Londynu, co jakiś czas przylepiając do pobliskich drzew informację ze zdjęciem niedużej jaszczurki i numerem telefonu. Otulając się szczelniej płaszczem, wziął dwa głębokie oddechy i ponownie krzyknął w noc:
-Tia! Gdzie jesteś? - przystanął na moment, przytulając do siebie fotografię ukochanego zwierzaka, po czym zamyślił się. - Może już czas wracać? Jeśli ktoś go odnajdzie... Na pewno zauważy ogłoszenie. Chyba.
   Zrezygnowany niepowodzeniem w poszukiwaniach, skierował się w stronę domu. W pewnym momencie zgasły wszystkie latarnie, a Jay zatrzymał się, wznosząc ręce do nieba.
-Coś jeszcze? - wrzasnął rozdrażniony. I wtedy z nieba lunął deszcz.
    Ta noc była zwyczajnie do bani. Impreza w klubie okazała się dnem,  ludzie zachowywali się niczym banda dzikusów, a drinki smakowały jak  płyn do mycia naczyń. Sfrustrowany i zdenerwowany Nathan Sykes kroczył chodnikiem, przeklinając się w myślach, że nie wziął taksówki. Deszcz padał jak z cebra i nic nie wskazywało na to, że pogoda w pochmurnym na co dzień Londynie, ma się choć trochę poprawić.
    Właśnie miał skręcać w uliczkę, prowadzącą do mieszkania, gdy jego uwagę przykuła biała kartka, która przykleiła mu się do trampka. Wywrócił teatralnie oczyma, po czym schylił się i podniósł skrawek papieru. Było to ogłoszenie o zaginionej jaszczurce, bardzo fajnej, niedużej. Pod spodem znajdował się numer kontaktowy właściciela i podpis. Jay.
    Nath uśmiechnął się po nosem i ruszył w dalszą drogę. Gdy tylko się rozebrał i wziął prysznic, rozłożył się wygodnie na łóżku, a następnie wziął do ręki telefon i ogłoszenie. Przez kilka minut nie mógł się zdecydować, co zrobić, aż w końcu wykręcił numer.
-Słucham? - po kilku sygnałach, w słuchawce odezwał się niski, męski i zachrypnięty głos.
-Cześć, Jay. Jak się masz, kochanie? - powiedział spokojnie Nathan, przygryzając wargę. Uśmiechnął się, gdy usłyszał nagle wciągane do płuc powietrze.
-Z kim... Z kim rozmawiam? - głos chłopaka po drugiej stronie niebezpiecznie zadrżał.
-Moje imię nie jest ważne. To... Co masz na sobie, kociaku? - zachichotał Nath, jednocześnie czując, że ta noc nie jest chyba do końca skreślona.
   Oczy Jaya rozszerzyły się i miał wrażenie, że traci czucie w dłoniach. Pomimo, iż trząsł się niczym osika, z miejsca uznał głos nieznajomego za co najmniej seksowny. Od zawsze kręcił go taki akcent, więc pomimo prób oparcia się mu, po chwili odparł:
-Cóż... Ko-koszulkę... i bokserki.
   Gdy po ponad minucie nie usłyszał odpowiedzi, odsunął telefon od ucha i spojrzał zdziwiony na ekran. Połączenie nadal trwało.
-Chciałbym je z Ciebie zdjąć.
   Jego szept sprawił, że przez ciało Jaya przeszedł dreszcz. Przełknął ślinę, zupełnie nie wiedząc, co odpowiedzieć.
-Szkoda, że nie mogę być teraz obok Ciebie... Ale gdybym był, to... Chcesz wiedzieć, co mógłbym zrobić? Chcesz tego, Jay? - powiedział powoli, swoją dłonią zjeżdżając po klatce piersiowej, by następnie ułożyć ją na swoim przyrodzeniu, skrytym pod czarnym materiałem bielizny.
-Chcę... - usłyszał szept chłopca i ponownie się uśmiechnął.
-Powoli zdjąłbym z Ciebie koszulkę i zaczął obsypywać pocałunkami Twoją klatkę piersiową... - wymruczał Nath. - Robiłbym kółeczka językiem wokół Twoich sutków, raz po raz je przygryzając. Moje wargi tworzyłyby ścieżkę prowadzącą od szyi, aż po brzuch...
-Boże - wydyszał Jay po drugiej stronie telefonu. - Kim Ty do cholery jesteś, że mówisz takie rzeczy?!
-Twoim aniołem, kochanie. Nie podoba Ci się? Okej, w takim razie się rozłączam. Dobranoc...
-NIE! - zawołał szybko młodzieniec. - Nie, proszę, kontynuuj.
   Sykes oblizał wargi i ścisnął swojego penisa przez materiał bokserek. Zdusił w sobie jęk i przymknął powieki, wyobrażając sobie, co mogłoby się wydarzyć.
-Mam kontynuować? - zaśmiał się chłopak, wprawiając Jaya w ekstazę - W takim razie... Odpowiesz na jedno, proste pytanie?
-Tak. - odpowiedział Loczek bez wahania.
   Jego rozmówca wydał z siebie odgłos przypominający mruczenie.
-Kotku - zaczął, biorąc płytki wdech. - Czy będziesz robił wszystko, co Ci rozkażę?
   "Wszystko co mi rozkaże - przemknęło McGuinessowi przez myśl. - To może być naprawdę WSZYSTKO. Nawet nie znam jego imienia..."
-Pod jednym warunkiem - odpowiedział, po chwili namysłu. - Obiecasz mi, że ta noc będzie dla mnie niezapomniana.
   Po drugiej stronie rozległ się stłumiony śmiech.
-Kochanie, mogę Ci przyrzec, że nawet, jeżeli bardzo byś chciał, tej rozmowy nigdy nie zapomnisz.
-W takim razie zgadzam się. Wszystko, czego chcesz - powiedział Jay pewnym siebie tonem. Nathan wypuścił powoli powietrze, zalegające w płucach i poprawił się na łóżku.
-Rozbierz się - powiedział stanowczo McGuiness. Zadowolenie wpełzło na jego twarz, gdy usłyszał w słuchawce szelest. - Dobrze, kociaku. A teraz wyobraź sobie, że moja dłoń zsuwa się po Twoim ciele i delikatnie obejmuje Twego penisa. Zrób to tak, jak myślisz, że ja bym zrobił...
-Oh, matko - jęk chłopaka po drugiej stronie telefonu, wywołał u Nathana palpitacje serca.
-Cały czas całowałbym Twoje podbrzusze, gdy moje palce zacisnęłyby się na Twoim przyjacielu. Zacząłbym ruszać się w górę i w dół, bardzo powoli, aż prosiłbyś mnie o więcej...
-Błagam, proszę... Nie przestawaj - wydyszał Jay.
-Ścisnąłbym Cię mocniej, a moja dłoń przesuwałaby się szybciej i szybciej...
   Jęki Jaya stawały się coraz głośniejsze, gdy wyobrażając sobie to wszystko wykonywał ruchy opisywane przez rozmówcę.
-Dobrze - odezwał się w słuchawce zadowolony głos. - Teraz, nie przestawając Cię zadowalać, wsunąłbym mały palec w Twoje tylne wejście... - przerwał na chwilę, po czym szybko dodał. - Zrób to.
   Jay zawahał się, po czym chrząknął znacząco.
-Ach, no tak. Telefon - zaklnął pod nosem chłopak. - Odłóż go i ustaw na głośnik. Będę mówił.
   Loczek posłusznie wykonał polecenie i mruknął "Już" w oczekiwaniu na kolejne słowa.
-Mmmm... - usłyszał zadowolone mruknięcie. - Tak bardzo chciałbym Cię teraz poujeżdżać.
   Nath przyspieszył ruchy na swoim członku, co jakiś czas ściskając jądra. Mógł sobie jedynie wyobrazić, jaki Jay jest rozpalony i mokry po drugiej stronie telefonu.
-Wsuwałbym w Ciebie palec powoli, abyś poczuł każdy milimetr... A potem dołączyłbym drugi, aż poczułbym Twoją wilgoć - szepnął Sykes, a w odpowiedzi usłyszał syknięcie. - Ruszałbym wolno, aż nagle zgiąłbym je, aby Cię potrzeć - kontynuował chłopak i wtedy usłyszał przeciągły jęk. - Tak, kochanie, właśnie tak.
-Kurwa, jak dobrze, ja pierdolę... - wydyszał Jay. - Jesteś moim bogiem..
-Bogiem dopiero będę, kochanie. Chciałbym Cię zobaczyć, takiego mokrego, wijącego się i jęczącego z rozkoszy. Całowałbym Twoje rozgrzane usta, a moje palce pieprzyłyby Cię do nieprzytomności. Teraz dołożyłbym już trzeci palec i przyspieszył ruchy, mocno ocierając się o Ciebie, aż drżałbyś bez opamiętania.
-BOŻE ŚWIĘTY - krzyknął McGuiness, cały roztrzęsiony. - Zaraz... zaraz dojdę... - wysapał, przymykając powieki.
-Ja też jestem blisko - mruknął chłopak, ciężko dysząc. - Teraz... Wyobraź sobie, że pomagasz mi dojść, a ja jęczę Ci prosto do ucha... - przerwał, demonstrując ciche jęki. - Potem uklęknąłbym przed Tobą i zaczął Cię ssać, zabawiając się z Tobą języczkiem. Wyobrażasz to sobie, hmm?
   Jay w odpowiedzi skinął głową, w ekstazie zupełnie zapominając, że jego rozmówca go nie widzi.
-Dobrze... - przez chwilę JAy słyszał tylko jęki. - Och... Po momencie wytrysnąłbyś mi prosto do gardła, a ja zlizałbym z Ciebie resztki spermy... Kociaku, dobrze się bawisz?
-KURWA MAĆ, BOŻE, TAK, TAK, TAK! - w słuchawce rozległ się donośny krzyk, przez co Nath mógł sobie wyobrazić, jak olbrzymi wytrysk musiał mieć młodzieniec. - Boże...
-Mhm, jestem święcie przekonany, iż wyglądasz teraz jak bóg seksu... Chciałbym mieć taki widoczek w łóżku cały czas, nigdy bym Cię z niego nie wypuścił, kochanie... Jak się czujesz?
-Bosko, zajebiście, cudownie, kurwa... Ja pierdolę - dyszał Jay, a na usta Natha wpełzł zawadiacki uśmieszek.
-Nie ma za co, do usług, kociaku - zachichotał Sykes, po czym dodał. - Oh, zapomniałbym, skoro mowa o kotach. Jutro, punkt dwunasta w południe, Big Ben. Poszukamy Twojej kici razem. Dobranoc - po tych słowach brunet rozłączył się, nie przestając myśleć o uroczym chłopcu, którego nigdy nie widział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz