31. Imagin Nathan
Dla
Martyny
Zapowiadał
się piękny, piątkowy wieczór. Dzisiaj ty i twój chłopak,
Nathan, obchodzicie pierwszą rocznicę waszego związku - całe 12
miesięcy razem. Wstałaś rano, zrobiłaś sobie śniadanie, jak
zawsze naleśniki, po czym umyłaś się i ubrałaś się w czarną
sukienkę przed kolana, na to granatowe bolerko, idealnie pasujące
do stroju, buty na 5-cm szpilce, pokręciłaś trochę włosy, żeby
wyglądać estetycznie, umalowałaś się i wyszłaś w umówione
miejsce - do Hyde Park'u. Byłaś tam dziesięć minut przed czasem.
Gdy wybiła godzina 12, o której się umówiliście, chłopaka nie
było. Czekałaś jeszcze 30 minut, na marne. Wystawił cię,
Pierwszy raz. Wyciągnęłaś telefon, wybrałaś numer Nathana i
zadzwoniłaś. Raz, drugi, dziesiąty, nie odbierał. Co się stało?
Czemu nie odbiera? Nigdy tego nie robił... Dziwne. Postanowiłaś
wykręcić numer Jaya, bo to z nim najlepiej dogadywał się Nath.
Chłopak również nie odbierał. Raz, drugi, trzeci, na marne.
Postanowiłaś pojechać do nich do domu, gdzie dotarłaś po
niecałych 30 minutach. Zapukałaś - głucha cisza. Pociągnęłaś
za klamkę, drzwi były otwarte, więc weszłaś.
Wykrzyczałaś
tylko "Chłopaki?", odpowiedział ci twój własny głos.
Było pusto. Usłyszałaś tylko cichy jęk "w salonie",
więc tam poszłaś powoli, byłaś bardzo przestraszona. Gdy
przeszłaś przez próg, zobaczyłaś zakrwawionego Sivę. Od razu
rzuciłaś się do niego. Uklęknęłaś i zaczęłaś mu pomagać,
cała we łzach. Zemdlał. Nie wiedziałaś co masz robić. Szybko
wyciągnęłaś telefon i krztusząc się własnymi łzami,
zadzwoniłaś po karetkę. Przyjechała po paru minutach. Zabrali
Sivę. Nie pojechałaś z nim, ponieważ musiałaś znaleźć resztę
chłopaków. Poszłaś na górę, gdzie widniał tylko kalendarz z
zaznaczonym na czerwono krzyżykiem na dzisiejszym dniu i napisem
"nowy singiel". Ponownie wyciągnęłaś telefon,
wykręciłaś numer Nathana, uf, jest sygnał. Jeden, drugi, trzeci,
przy ostatnim chłopak odebrał.
N: Cześć kochanie. Przepraszam,
że nie było mnie dzisiaj w tak ważnym dla nas dniu, ale musieliśmy
jechać nagrać nowy singiel i nie zdążyłem.
W jego głosie
było słychać rozpacz.
T: Nie, nic się nie stało...
Mówiłaś
z przerażeniem w głosie, łykając swoje łzy.
N: Co się
stało?! Kochanie...
Jego wypowiedź przerwała jakaś
dziewczyna, która krzyknęła do słuchawki "zabiję Nathana,
zabiję go! to twoja wina, suko!", usłyszałaś tylko jęk
Natha, po czym nastąpiła głucha cisza.
T: Nathan?!
Halo?!
Włożyłaś telefon do kieszeni i mimo tej groźby i
twojej paniki, pojechałaś do studia, gdzie zawsze nagrywali
piosenki. Gdy byłaś tuż przed drzwiami, zobaczyłaś wybiegającą
kobietę, całą uradowaną, ale ze łzami w oczach, Wyglądała
przerażająco, jakby wyszła prosto z horroru. Weszłaś na górę,
otworzyłaś drzwi do sali nagraniowej... Nikt nie żył. Leżały
tam 4 ciała, całe we krwi.
Raptem się obudziłaś, na szczęście
to był tylko zły sen. Nathan leżał obok ciebie. Oddychałaś
szybciej.
T: Nathan... Kochanie... nie uwierzysz, jaki straszny
miałam sen!
Nathan ani drgnął, klepnęłaś go, nic.
Przekręciłaś w swoją stronę, a on był... martwy. Ktoś podciął
mu gardło. Na stoliku zobaczyłaś tylko kartkę "za wszystkie
grzechy, które mu wyrządziłaś, powinnaś zginąć ty. Nathan cię
uratował, szmato! VL". Nie wiedziałaś o co chodzi, ale
leżałaś głową na jego piersi i nie mogłaś uwierzyć....
*po
paru miesiącach*
Dalej nie możesz się pozbierać... Znalazłaś
'VL'... Była to twoja była przyjaciółka, która również kochała
się w Nathanie i wiedziała o każdej waszej kłótni wywołanej
przez ciebie, ale żadnej przez Nathana. Nie mogłaś uwierzyć, że
to wlaśnie ona!
Szłaś ulicą, zamyślona, słuchając „made”,
rozpłakałaś się i nie zdążyłaś nawet się odwrócić, kiedy
stuknął cię samochód.... Było po tobie. Spotkałaś Nathana, ale
niestety.... Nie był on już 'tym' Nathanem. Był zły. Stał się
taki po jego śmierci....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz