Samotnie snujesz się po mieście. Wszyscy cię opuścili w te święta,
przyjaciele, rodzina... Dobrze wiesz że nie masz się gdzieś podziac, ale
liczysz na cud. Było chłodno i padał śnieg, a ty tylko miałaś kurtkę,
żadnego szalika czy czapki, bądź ewentualnie rękawiczek. Usiadłaś na
zimnej ławce czekając aż cię zamrozi. Wtem zauważyłaś palnik gdzie można
było się ogrzać.
-Hm... Może to mi pomoże. - powiedziałaś do siebie i ruszyłaś w stronę
celu. I rzeczywiście, pomogło, lecz minimalnie. Rozpłakałaś się ze
smutku, przecież nie masz co ze sobą począć. Co najważniejsze, gdzie
spać. Myślisz, że dzisiaj spędzisz noc na ławce, hah, to śmieszne,
prędzej umrzesz, zamarzniesz. Miejsce w którym się znajdowałaś ani
trochę nie wydawało się bezpieczne, więc spacerkiem ruszyłaś w inne
zakamarki Londynu, gdzie chodzi mnóstwo ludzi. Zasiadłaś się na schodach
i zaczęłaś myśleć co dalej. Nic nie wymyśliłaś, nawet mózg ci zmroziło.
Pozostało tylko dalej płakać i czekać aż Bóg ześle ci jakiś znak , dar.
Nic, tylko cisza, właściwie nie, ludzie którzy cię mijali byli
przepełnieni miłością i szczęściem a ty? Ty byłaś sama jak palec.
Schowałaś twarz w dłoniach i próbowałaś zalać się gorzkimi łzami.
-Hej, dobrze się czujesz ? - usłyszałaś nagle spod siebie. Podniosłaś
głowę i zobaczyłaś młodego chłopaka, bruneta niebiesko- zielonych oczach. Wpatrywał się w ciebie czułym wzrokiem.
-Tak, proszę sobie nie zawracać mną głowy, nie niszczyć sobie świąt.
-Ale ja nie chcę, masz problem ? Może ci pomogę.
-Nie pomoże pan, akurat w tym wypadku nic się nie da zrobić.
-Tylko nie pan, proszę, nie jestem aż taki stary, to tylko dziewiętnaście lat. Poza tym... Nathan jestem, a ty ?
-(T.I.).
-No to powiesz co się dzieje ? Nie naciskam, ale dobrze by było.
-Wszyscy opuścili mnie w święta, nie mam gdzie pójść.
-I się trzęsiesz. - dodał, po czym jego twarz oblał serdeczny uśmiech. Zdjął swój ciepły szalik i owinął nim ciebie.
-Nie, naprawdę nie trzeba. Teraz ty zamarzniesz !
-Proszę noś go,widzę że go potrzebujesz. Nie chcę abyś zamarzła. Wiesz, ja akurat spędzam z kolegami święta...
-Ty jesteś Nathan Sykes ? - przerwałaś mu.
-Tak, to ja... Ale... Mniejsza o to, chcesz iść czy zostaniesz tu ?
-Jeśli nie byłby to problem to oczywiście.
-Nie ma problemu ! - zaśmiał się i pociągnął cię za rękę. Zaprowadził
cię do wielkiego apartamentu, nie sposób było go opisać (zostawiam wam
wyobraźnię). Trochę się krępowałaś, ale gdy już od progu poczułaś
ciepełko z kominka, nieco śmielej weszłaś do środka. Nie chciałaś
zdejmować kurtki, byłaś strasznie zziębnięta, więc nie pozwoliłaś.
-Tak ci zimno ? - spytał śmiejąc się.
-Niestety. - mruknęłaś i poszłaś za nim do salonu. Usiadłaś przed
kominek i ogrzałaś odmrożone ręce. Nath gdzieś pobiegł. "Jak on jest
dobry..." pomyślałaś. Wtem do pokoju wparowało czterech innych
chłopaków. Jay, Tom, Siva i Max. Tak, znałaś ich bo byłaś ich
fanką. Odwróciłaś się i z wstałaś tak gwałtownie, że widać było w twoich
oczach strach.
-A panienka co tu robi ? - spytał Siva. Zaniemówiłaś.
-Chłopaki poznajcie proszę [T.I.], snuła się sama po mieście i była załamana, więc zabrałem ją do nas na święta.
-A co się stało ? - spytał Max i pokazał gestem ręki że mam usiąść na kanapie.
-Am... - zaczęłaś nieśmiało, ale Nathan przerwał.
-Nie pora na pytania. [T.I] została sama w święta, jest zziębnięta i... Potrzebuje naszej pomocy.
-No w pewnym sensie tak, ale... Nie obrażę się, jeśli mam sobie pójść.
-Nigdzie nie pójdziesz. - skomentował Jay - Przecież są święta Bożego
Narodzenia, nikt nie powinien być sam w tę uroczystość, a my spędzamy
święta sami, więc... Im więcej tym lepiej, no nie chłopaki ?
-Tak ! - rzekli chórem. Uśmiechnęłaś się blado i obserwowałaś ich ruchy. Brunet podał ci kubek pełen herbaty.
-Napij się, lepiej ci się zrobi. - powiedział i usiadł obok ciebie.
Wieczór przegadaliście, zjedliście wigilijną kolację i obdarowaliście się prezentami, jednak ty nie miałaś nic dla nich.
-Ja... Przecież nie mam nic dla was. - mruknęłaś z cicha.
-Nic nie szkodzi, już nam dałaś coś, akceptujesz nas jako zwykłych
ludzi, jesteś wyjątkowa, a my kogoś takiego potrzebowaliśmy. - Sykes
wstał z kanapy - I wiesz, co dziwniejsze, muszę ci coś wyznać.
-Łożesz Nath, to my może wyjdziemy ?
-Dobrze by było, sio ! - wygonił pozostałych z pokoju i usiadł obok ciebie - O czym to ja... Aha, zakochałem się w tobie !
-Naprawdę ? Nie wierzę, ty też mi się podobasz.
-To jak ? Chcesz ze mną być ?
-Jasne, że chcę.
Ta chwila zakończyła się czułym pocałunkiem. I tak zostaliście parą, Nathan obiecał że już nigdy nie pozwoli zostać ci samej w święta, tak że
było, nie zostawiał cię nigdy. Obiecał sobie że będzie się tobą
opiekował i cię chronił do końca życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz