Dla Gabrieli
"Boje się, nie wiem co robić, boje się jego reakcji" Chodziłaś od ściany do ściany i powtarzałaś te słowa w kółko.
-
A co jeśli nie będzie go chciał, jeśli mnie zostawi po tym co mu
powiem? - myślałaś.. nie wiedziałaś co robić. Postanowiłaś wziąć się na
odwagę. Zeszłaś cichymi krokami po schodach, idąc w stronę kuchni. Jay
siedział na kanapie i oglądał telewizje. Podeszłaś go od tyłu i
objęłaś. Jay chwycił twój podbródek i ucałował namiętnie twoje usta.
Usiadłaś koło niego i spojrzałaś mu prosto w oczy..
-Jay - zaczęłaś.. - chciał byś mieć w życiu kogoś więcej, niż tylko mnie?
- O co ci chodzi? - spojrzał na ciebie zaskoczony.
- Chodzi mi o dziecko..
- Po co się spieszyć kochanie - ucałował cię w policzek. - przecież jest dobrze, tak jak jest.
-
Wiem.. ale.. - Straciłaś sens rozmowy. Wstałaś z kanapy i poszłaś do
kuchni. Nalałaś sobie soku.. chwyciłaś się za brzuch i pomyślałaś "
dopiero się rozwijasz a ja już cię kocham ". Uśmiechnęłaś się do siebie,
i gładziłaś swój płaski brzuch.
On widział że cię coś gnębi i podszedł do ciebie.
- Czy jest coś konkretnego, do czego zmierzałaś podczas rozmowy?
- Nie.. nic - zakłopotałaś się
-
Ja jednak myślę inaczej - zgarnął kosmyk włosów z twojego czoła - jeśli
nie chcesz.. nie musisz mówić. - uśmiechnął się i pocałował cię w
czoło.
Po
tych słowach miałaś ochotę powiedzieć mu prawdę, powiedzieć mu o ciąży
lecz nie chciałaś najgorszego. Że przez ciąże zostawi cię wraz z
dzieckiem, że nie pokocha go. Nie chciałaś o tym myśleć. Powiedziałaś Jayowi że idziesz do parku się przejść. Chciał iść z tobą, ale mu na to
nie pozwoliłaś.
Szłaś
powolnym krokiem. Było ci smutno że potraktowałaś go w ten sposób. Nie
chciałaś ciągnąć tego tematu dłużej, żeby się nie złościć i nie
doprowadzić do niepotrzebnych kłótni. Coś jednak cię gryzło..
postanowiłaś wrócić do domu i powiedzieć mu nie całą prawdę.
Przekroczyłaś róg mieszkania i wykrzyczałaś mu w twarz
- Wiesz co, powiem ci to co chciałam powiedzieć wcześniej! - Jay spojrzał na ciebie z zainteresowaniem.
- Mam kogoś. To chciałeś wiedzieć? - Łzy próbowały się wydostać, ale je powstrzymałaś - Najlepiej będzie jak wyjadę.
Spojrzałaś
na niego. Łzy spływały mu po jego polikach. Zraniłaś go, ale tego
nie chciałaś. Nie chciał dziecka nie było innego wyjścia. Podeszłaś do
szafy. Spakowałaś do walizki wszystkie ciuchy, gdy on złapał cię za
rękę.
-
Nie musisz tego robić, przynajmniej nie rób tego mi - powiedział
rozżalonym głosem. - Nie zostawiaj mnie, czemu mi to zrobiłaś?
-
Nie Jay, to nie ma sensu - chwyciłaś walizkę i zeszłaś biegiem na
dół. Na dole czekała na ciebie koleżanka z autem. Wsiadłaś szybko, bo
wiedziałaś że Jay za tobą biegnie. Ruszyłyście z piskiem opon..
- Jesteś pewna tego co robisz? - spytała się z pełną troską twoja znajoma.
- Tak jestem.. - odpowiedziałaś jej zapłakanym głosem. Nie chciałaś ale musiałaś.
Minęły
zaledwie niepełne 2 miesiące. Brzuch był bardziej okrąglejszy. Nikt z
chłopców, ani Jay nie dawali po sobie znaku życia. Zdawałaś sobie
sprawę z tego co zrobiłaś, ale było ci przykro że McGuiness mógł znaleźć
sobie kogoś innego.
Mieszkałaś
z twoją koleżanką, dzięki której tu jesteś. Zeszłaś do salonu, i
usiadłaś przy blacie stołu. Chwyciłaś telefon. Miałaś ochotę napisać do
niego, powiedzieć prawdę, powiedzieć jak tęsknisz.. ale nie mogłaś. Nie
mogłaś wszystkiego odwrócić za pomocą jednego sms tym bardziej, że nie
byłaś pewna tego, czy Jay znalazł kogoś innego. Że chroni kogoś innego
swoimi ramionami, i zaspokaja ciepłymi pocałunkami.
Wstałaś
gwałtownie z krzesła. Nie mogłaś o tym myśleć, z powodu twojego dziecka
i swojego. Parę minut później zadzwonił twój telefon. To był Tom.
- Przyjeżdżaj szybko do szpitala! - krzyknął do słuchawki.
- Ale którego?
-
Twojego - nie zdążyłaś dokończyć rozmowy, a Tom się rozłączył. Nie
wiedziałaś kto jest w szpitalu, co się dzieje więc pojechałaś tam
najszybciej jak mogłaś. W połowie drogi korytarza, złapał cię mocny ból
brzucha. Niedaleko byli chłopcy, pomogli ci.
- Co ci jest?
- Nic - jęknęłaś. Bolało cię bardzo, ale nie chciałaś im mówić o ciąży. - O co chodzi? Poco kazaliście mi tu przyjechać?
- Jay.. - nie dałaś mu dokończyć, i przerwałaś swoim krzykiem.
-
Co z nim nie tak, co się stało!? - Krzyczałaś na cały szpital. Pociłaś
się nie miałaś sił płakać, chciałaś go jak najszybciej zobaczyć. -
Zaprowadźcie mnie do niego. On leżał na szpitalnym łóżku.
- Jay - mówiłaś z nadzieją że ci odpowie.
-
On śpi - odparł Tom - za pewien czas, już na zawsze- odwrócił się i
wyszedł z sali. Ruszyłaś za nim wielkim krokiem, i chwyciłaś za ramie.
- Co ty powiedziałeś? - łza kręciła ci się w oku. Nie wiedziałaś co miał na myśli, co chce powiedzieć ale miałaś złe przeczucia.
- Jay umrze. Od czasu gdy go zostawiłaś był u lekarza, i okazało się że
ma chorą nerkę. Nie ma nikogo kto ma taką samą grupę krwi. Jeśli do
jutra nikt się nie zgłosi, on umrze [ twj. imię ] rozumiesz? umrze -
rozpłakał się.
-
To moja wina.. - spojrzałaś na niego, i wiedziałaś że musisz mu
powiedzieć - jestem w początkującej ciąży, nie chciał tego dziecka
musiałam coś wymyślić.. i zrobiłam to. Zrobię badania.
- Co ty mówisz [ twj. imię ] Nie rób tego, masz w sobie dziecko.
Postanowiłaś to zrobić. Zrobiłaś badania i okazało się że masz taką samą grupę krwi co Jay.
- Panie doktorze, ja to zrobię
- Nie może pani.. Masz w sobie dziec.. - nie dałaś mu dokączyć. Byłaś pewna tego co zrobisz..
- Usunę ciąże.. jestem tego pewna.
- Chce pani już dzisiaj umrzeć?
-
Tak - skończyłaś, i poszłaś pożegnać się z Jayem. Weszłaś do sali,
usiadłaś na krześle i chwyciłaś jego dłoń. Poczuł to.. poczuł i
odwzajemnił.
- Katie, tak? - Odparł, i rzucił wzrokiem na twój brzuch. Nie wiedziałaś co powiedzieć, chciało ci się płakać..
-
To było powodem tego, że.. odeszłam. Ja tak bardzo przepraszam, nie
chciałam tego ale nie chciałeś dziecka. Musiałam to zrobić, przepraszam -
rozpłakałaś się, uciskałaś białą kołdrę.
-
Nie mów tak. To moja wina. Mogłem domyślić się o co chodzi.. - ścisnął
twoją dłoń jeszcze mocniej - Wszystko będzie dobrze, ułoży się. Urodzisz
naszą córeczkę, weźmiemy ślub i będziemy żyć razem wiecznie, póki
śmierć nas nie rozłączy - Uśmiechnął się do ciebie, ale ty się
popłakałaś.
- Muszę już iść Jay - ucałowałaś go. Poszłaś w stronę sali operacyjnej, ale po drodze zaczepił cię Tom.
-
Żałuję że dopiero teraz wiem, jaka jesteś silna i dobra. Poświęcasz
życie dziecka i swoje, nigdy bym się na to nie odważył, a ty.. - wtulił
się w ciebie najmocniej jak umiał - Kocham cię, kocham cię jak siostrę [
twj.imię ] ..Nigdy o tobie nie zapomnimy.
Wyszłaś
z objęć Toma. Poszłaś tam gdzie na ciebie czekano, gdzie właśnie
oddasz życie za kogoś, kogo kochasz najmocniej na świecie.
Jay obudził się z uśmiechem na twarzy. Chłopcy otaczali go ze wszystkich stron łóżka.
- Gdzie [ twj. imię ], gdzie nasza córeczka - Rozglądał się po całym pomieszczeniu - gdzie one są?
- Jay.. - zaczął Max, bo tylko on odważył się mu to powiedzieć - To
[twj.imię] była dawcą. W jego oczach gromadziły się miliony łez, miliony
smutków.
-
Jak mogliście na to pozwolić!? Czemu ona! - Rozpłakał się, tęsknił za
tobą ale nie mogłaś być już przy nim. Zrobiłaś to dla niego by żył, i
był szczęśliwy lecz bez ciebie to nie to samo.
popłakałam się ... cudwone...
OdpowiedzUsuńRzadko czytam opowiadania i imaginy o TW, weszłam bardziej z ciekawości, ale to co tu zostałam po prostu mnie powaliło... Mega się wzruszyłam, to jest naprawdę boskie (mimo, że bez jednej nerki da się żyć ;))
OdpowiedzUsuńOjej dziękuje ♥ Co do tej nerki: nie mogłam wymyślić nic innego ;P
Usuń